Profesor Miodek padłby trupem!

Jak świat światem, w języku istniały zawsze różnego rodzaju dialekty, które w zależności od regionu kraju wyróżniały mieszkańców Kaszub, Podhala i Śląska.

Jednak w szkole wymagano poprawnej polszczyzny, zarówno w wypowiedziach ustnych, jak i pisemnych.

profesor miodek:-)

Dziś w szkole usłyszeć można tylko jeden dialekt -„ młodzieżowy”, który często posiada nieokreślone pochodzenie słowotwórcze. Profesor

Miodek padłby trupem, gdyby mu przyszło zmagać się z lekcjami we współczesnej szkole! Na przerwach nie upominam uczniów, słysząc typowe dla ich dialektu urywane wyrazy: „spox”, „dzięks”, „nara”, „ziom”.

W wypracowaniach podkreślam te wyrazy czerwonym długopisem! Na luźnych lekcjach często proponuję klasom grę w scrabble. Mamy planszę i literki, lecz aby każdy mógł wziąć udział i wykazać się znajomością słówek, gramy na innych zasadach.

Wywołuję uczniów, wyciągają z woreczka losowo 7 liter i muszą ułożyć z nich wyraz. Najdłuższe słowo położone na planszy gwarantuje ocenę bardzo dobrą.  Sęk w tym, że ich młodzieżowy dialekt wyróżnia się bardzo krótkimi wyrazami. Tym sposobem, na planszy, zwykle pojawia się nie więcej, niż 4 litery.

Trzeba przyznać, że mam w każdej klasie kilka „perełek”, które potrafią z siedmiu wylosowanych literek ułożyć ośmioliterowy wyraz. Z radością wpisuję wtedy, pękatą piąteczkę do dziennika.

Najpopularniejszym jednak wybrnięciem z opresji, dla większości moich”Miśków”, jest do wolnej literki „o”przykleić „k” lub odwrotnie. Ile pojawia się radości w oczach takiego „Miśka”, który z prawie niemożliwego do ułożenia zestawu układa słowo „OK”. Nigdy jednak nie zapomnę, kiedy po długim namyśle do słowa „OK”,  Adaś dopisał kolejne dwie literki „OB”. Na pytanie: co znaczy „OKOB”?

Odpowiedział śpiewająco tekstem sloganu reklamującego tampony: „ OK! OB”, a klasa mu zawtórowała chórem „ Każdy dzień jest Twój, kiedy Always masz”!

Nie ma jak pouczający wpływ telewizji w życie nastolatków…

Od drugiej strony katedry – geneza

Jestem nauczycielem języka polskiego i od kilkunastu lat pracuję w Szkole Podstawowej.

Ten blog poświęcony będzie mojej pracy, ale z zupełnie innej perspektywy, niż by się wydawało…Bez narzekania, bez marudzenia i bez moralitetów. OBIECUJĘ!

Każdego dnia pracy z młodzieżą doświadczam radosnego oświecenia, że spotkać mnie tam może jeszcze wiele… Nie chodzi tylko o uczniów, ich rodziców, ale także o ciało pedagogiczne, które często wydaje mi się zupełnie, nie z tej Ziemi…

Na tym blogu, pragnę podzielić się z Wami, tymi najradośniejszymi historiami, jakie przychodzi mi każdego dnia przeżywać w szkole.

Jeszcze godzinę temu byłam blondynką, dzięki moim uczniom mam na głowie ciemną kawę…Jak do tego doszło? Otóż… Przyczyniła się do tej decyzji moja najcudowniejsza klasa VI a. Przygotowywałam ich do sprawdzianu kompetencyjnego już od tygodnia. Opracowałam serię możliwych pytań, podobnych do tych, jakie otrzymają na teście próbnym. Był to jeden tekst, z pytaniami do niego, wiersz do analizy i dwa wypracowania na zadany temat. Jednym z zadań był kilku zdaniowy opis nauczyciela języka polskiego. Celowo kazałam im pisać o mnie, by mogli popracować nad swoimi obiektywnymi i subiektywnymi spostrzeżeniami. Wieczorem usiadłam w fotelu i zaczęłam czytać ich wypracowania na mój temat…” Moja pani od polskiego jest jasnom blądynką”, „ Pani to blądi z niebieskimi oczami”- to były najczęściej powtarzające się zdania w moim opisie. Ręce opadły mi do samej podłogi. Następnego dnia ogłaszam wszem i wobec, że jestem blondynką przez „o n” i pytam: „Dlaczego 90% klasy zrobiło w tym wyrazie błąd ortograficzny?”. Wówczas, jak zawsze w chwilach konsternacji, wstaje Oliwia ( daję głowę to przyszły prawnik) i prosto z mostu odpowiada, w imieniu wszystkich uczniów: „Gdyby miała pani inny kolor włosów byłoby prościej”.

W tym momencie postanowiłam, że ułatwię im życie. Pozbyłam się blond kosmyków. Nie potrafię się doczekać chwili, kiedy jutro po dzwonku wejdę do VI a. Nawiasem mówiąc, korzystnie mi w tym kolorze i jestem wdzięczna tym moim „Miśkom”, że mnie tak urządziły.